Efekt Leseara

Było to trzeciego dnia, czwartego tygodnia po wylądowaniu orbitera na oceanie. Neilson z załogą już dostatecznie długo sprawdzali otrzymane dane, by wreszcie ogłosić, że atmosfera jak i skład wody są na tyle bezpieczne, by wypuścić ekipę nurków. Nie miałem na sobie kombinezonu ochronnego i właśnie ściągałem termiczny kostium, kiedy McLaren odłożywszy sonar, zakomunikowała wszystkim, że możemy się zanurzać. Gapiła się na mnie, więc uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę górnego wyłazu. Śluza powietrzna otworzyła się zaledwie do połowy, ale ja musiałem jak najszybciej wyjść na pokład, poczuć obce słońce na skórze i odetchnąć powietrzem Posejdona. Przez interkom słyszałem Neilsona, który wrzeszczał na mnie bym wrócił i założył bio-monitor. Obróciłem się, i posłałem do kamery mój najsłodszy uśmiech w stylu „odpieprz się” (pewnie widzieliście na filmie) i przeskoczyłem przez barierkę pokładową.

Pierwszego momentu nigdy nie zapomnę. Nie jestem poetą, ale mój boże, powiem wam, że zanurzając się w wodę, poczułem jak wracam do domu. Nie kłamię. To był tak realne, jak tu teraz siedzę przed wami. Coś na kształt snu na jawie, takiego deja-vu. Trwało to może z pięć minut, może więcej, gdy krystalicznie błękitna woda, wypełniała każdy por mojej skóry. Po prostu zawisłem dwa metry od powierzchni i szczerzyłem się jak idiota (to też widzieliście pewnie na klipie). Najdziwniejsza rzecz jaką w życiu czułem.

Bioinżynier potem mi powiedział, że był to jakiś rodzaj hormonu, wywołującego euforię. Wszyscy modi doznali tego uczucia przy pierwszym kontakcie z wodami Posejdona. Ale ja nie kupiłem tego kitu. To było coś więcej. To była planeta. Nie, nie oszalałem. To była planeta. Wyciągnęła po mnie ramiona i mocno przytuliła – tak, jakbym nie był w domu długi, długi czas i właśnie wrócił. Tak czy siak, pierwszy to poczułem i jestem z tego dumny. I teraz wiecie już, dlaczego euforię wywołaną hormonem nazywają Efektem Leseara.

Wywiad z Nathaniel Lesear, członkiem załogi Argos 12 – przeprowadziła Ashri Khenera z Tidal Forces.